26 lutego 2005, 20:54
ufffff... nareszcie wrocilam... dwa tygodnie w niemczech, bez mamusi, bez tatusia no i bez kompa :) ale jestem cala i zdrowa i mam troche do opowiedzenia.
ogolnie nic sie nie dzialo. pierwszy tydzien przelezalam z grypa (tata chyba mial racje, ze sie w pogo zarazilam - widzisz aniol, to wszystko przez ciebie!!!), drugi tydzien przelezalam przed telewizorem :/ nie no dobra, raz wyskoczylam do ciotki, pare razy na zakupy i raz na basen. a na basenie dzieci sie uczyly plywac i zamkneli trampoliny, zeby im kto na glowe nie skoczyl :( zero przyjemnosci na tym swiecie. to poszlam z moja siostra ula na slizgawke. zapamietajcie sobie, zeby nie zjezdzac na brzuchu. na samym koncu, tuz przy wyjezdzie, bylo takie gupie spojenie i oczywiscie nierowne... mam rozjechane cialko przy kosciach miednicznych... aua aua, maly ma ziazi, ktos musi pociumac :P
to teraz cofamy sie do przed wyjazdem... bylam w swidnicy na hey'u :) i mialam isc z samym tylko i li aniolem a mama i tata zrobili niespodzianke i poszli z nami JUHUUUUUUUUUU koncert byl... spoko ^^" bardziej mi sie podobalo na akuracie w sumie. i... ja juz nie chce wiecej do pogo! cale glany mam zjechane i na dodatek zgubilam agrafke! i to taty agrafke! i jeszcze mam taki skromny apel do aniolka: ZDEJMUJ ZEGAREK JAK MNIE ZABIERASZ DO POGO, NA LITOSC BOSKA!!! kilka dni mnie potem zebro bolalo, bo mi ten zegarek aniol w cialo wgniotl... chcialabym, zeby mezczyzni zauwazali od czasu do czasu, ze jestem mala, delikatna i latwo ulegam uszkodzeniom. dziekuje from the mountain.
po koncercie spalam u taty. aha, jeszcze mi sie przypomnialo, ze jak jechalismy autobusem to tata wpadl na jakas panienke. wpadl to malo powiedziane. on ja WGNIOTL W SZYBE. i jak sie walnal na nia wraz ze swoja kostka, to pewnie dostala w cos jego wielka kulka mocy. dżizas, toz to czysty horror :) w kazdym razie, spalam u taty. rozlozylismy sobie wielki materac na srodku pokoju i po wykapaniu sie poszlismy spac. nie macie pojecia, jakie to cudowne uczucie, kiedy wlasny ojciec wbija wam przez sen kolano w plecy. o jedenastej rano zadzwonila moja prawdziwa biologiczna mama spytac kiedy wracam. powiedzialam, ze dopiero sie obudzilismy. ''o, a ja myslalam, ze juz jestes w drodze do domu''. poszlam do lazienki, a kiedy wrocilam to tata znowu spal. polozylam sie wiec obok i oczywiscie zasnelam :) wstalismy po 12 i ledwie zdazylam na autobus po 14.
a cofajac sie jeszcze dalej... to na koncert pojechalam prosto z rekolekcji urszulanskich w bardzi slaskim :) bylo super, rekolekcje baaaaardzo duzo mi daly, mimo ze dziewczyny duzo narzekaly na ksiedza, na konferencje itd... gupie pipy :) no dobra, to sie nie powinno tu pojawic. najbardziej podobala mi sie adoracja az do pierwszej w nocy... bylo tak nastrojowo i jakas taka uduchowiona atmosfera... siedzialysmy z ania tuz przed oltarzem, na dywanie, wokol palily sie swiece... a my intonowalysmy co raz jakas piesn... wspaniale, chce jeszcze.
ja chce na oaze, innymi slowy :)
i na koniec... przypomnialy mi sie ''rozmowy niekontrolowane'' jeszcze ze szkoly.
belunia przyniosla na angielski obowiazkowa lekture kazdej urszulanki, czyli COSMO. na przerwie siadlam wiec w klasie i zaczelam przegladac, az natrafilam na sliczne zdjecie ubostwianego przeze mnie colina farrella.
ja: *ślinks* jaki on jest boooooooooooooooooooooooooskiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii *rozplyw*
belunia: a widzialas jego wlosy na stopach?
i tym oto sposobem cala ta romatyczna atmosfera poszla sie kochac, bo spadlam z krzesla zobaczywszy wyzej wymienione wlosy na stopach. niech zyja hobbity.