Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09
|
10 |
11 |
12 |
13
|
14 |
15 |
16
|
17 |
18
|
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26
|
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
Archiwum lipiec 2005
po pierwsze. w pazdzierniku zaczynam studia na wydziale filologicznym UWr. kierunek - filologia slowianska, profil - serbsko-chorwacki. no, jestem z siebie dumna. i nie musze isc do pracy :)
po drugie. mama zgodzila sie na dready jak sie dostane *zgon* teraz tylko czekam az tatus wroci z oazy i lapiemy za szydlo juhuuuuuu!! nareszcie nie beda mi sie wszedzie platac te kudly ^^ i moge wyrzucic szczotke hehe (jaka oszczednosc czasu o poranku).
po trzecie. moj aniolek jest cudowny. najcudowniejszy.
po czwarte. wlasnie dostalam kartke z oazy. wszyscy moi drodzy przyjaciele + dwa ksiondze przyczynili sie do powstania tej cudnej kartki. ooch jak ja bardzo za nimi juz tesknie!! i nawet sloneczka mi narysowali :D
po piate. zycie jest cudowne. kocham swoje zycie. czego i wam wszystkim zycze.
bedzie krotko.
w mauzoleum klasztoru siostr urszulanek UR tuz pod kamera przekazujaca obraz panu lesiowi na furcie.
na bulwarze przy ostrowie tumskim pod drzewkiem. i przy siostrze klarze (dzieki Panie, ze juz skonczylam ta szkole).
w galerii dominikanskiej.
w kinie.
w pociagu.
a mi wciaz malo..... -_-"
kocham go. :) i to tak naprawde, tak calym moim malym serduszkiem go kocham. i musze to teraz wszystkim powiedziec, zeby wszyscy cieszyli sie razem ze mna. i z nim. :)
KOCHAM CIE MOJ ANIOLKU!!!!!!!
a wiecie co jest najlepsze? on tez mnie kocha :D
mialam byc dzis w sromownikach odwiedzic oaze... tatusia i mamusie i borka i wujka pogo i pawla i wszystkich moich drogich przyjaciol... ale nastapilo pewne nieporozumienie i oto dalej siedze w domu :(
mama i tatus powiedzieli mi, ze marek sie wybiera w sobote do sromownik zebym sie z nim zabrala. wiec dobrze, umowilam sie z nim, zalatwilam sobie nocleg u kolezanki, bo wyjazd o 4 rano, zapakowalam pizamke i sweter i heja. tymczasem...
weszlam do marty a ona spytala mnie:
"to twoj bagaz?"
"no, wzielam tam tylko jakas pizame i recznik i sweter..."
"na dwa tygodnie??"
okazalo sie, ze marek owszem jedzie do sromownik, ale juz nie wraca... zostaje do konca oazy...
a ja juz sie taaaak cieszylam! buuu ja chcialam do tatyyyy :(
wszystko przez te egzaminy. juz mi sie odechcialo studiowac.
zastanawiam sie czy wy tez czasem macie takie wrazenie jakbyscie zyli obok? w waszym zyciu dzieja sie rzeczy wazne, rzeczy wielkie i znaczace a was to nie rusza, to do was nie dociera... czujecie sie jakby to was w ogole nie dotyczylo, jakby to bylo zycie kogos innego...
nie przeszlam do drugiego etapu na psychologii.. ba, brakowalo mi ponad 100 punktow do dolnej granicy. i jakos nic, zadnej histerii, zadnej rozpaczy, nawet dola. mam co prawda lekkiego stresa kiedy pomysle co sie stanie jak i na angielski sie nie dostane... ale to wciaz do mnie nie dotarlo.. MALY, HALO!! NIE BEDZIESZ STUDIOWAC NA WYMARZONYM KIERUNKU!! JUHUUUU!! moze chociaz troche sie przejmiesz?
matura tez mnie nie ruszala... poszlam, napisalam i w ogole nie czulam tego ze zdaje najwazniejszy egzamin w zyciu... juz sie bardziej stresowalam na sprawdzianach z historii (pozdr dla ss. barbary)
nie wiem czemu tak mam. przykro mi, ale nie rusza mnie to. dziwna jakas jestem.
i nagle sobie uswiadomilam, ze nie jade. ze wyjazd, na ktory szykowalam sie przez caly rok nie dojdzie do skutku. ze oni pojada, a ja zostane w domu.
i nie tylko ja bede sama. oni tez beda w pewnym sensie sami.
mama bedzie sama w grupce.
tata nie bedzie mial komu zrobic dreadow.
a cala oaza zostanie pozbawiona psalmu na agape.
i kiedy sobie uswiadamiasz, ze obecnosc twojej malej osoby jest czescia ukladanki, ze tylko ty mozesz sprawic, ze wszystko ulozy sie w jedna calosc... wtedy masz juz dosc wszystkiego.
ja tez to sobie uswiadomilam i zamknelam sie w najciemniejszym kacie swego pokoju. tam gdzie mnie nikt nie widzi.
plakalam tak dlugo az oczy zaczely mnie niemilosiernie piec.
i postanowilam wyjsc z tej skorupki i poprawic sobie humor.
po zjedzeniu trzech lyzek masla orzechowego juz robi sie niedobrze.
ale po rozmowie z posiadaczem najslodszego glosu na ziemi robi sie dobrze.
i musi byc dobrze. niewazne, ze wszystko sie sypie. jak sie posypie to trzeba odbudowac w nowej, lepszej formie. a jak sie posypie jeszcze raz, to odbudowac jeszcze raz i jeszcze i jeszcze. najlepiej z pomoca kogos, kto cie kocha.