13 listopada 2005, 14:18
"no to pisz od poczatku, ze przyjechalem do ciebie, obejrzelismy film i pojechalismy na koncert. tylko ubierz to ladnie w slowa"
przyjechal do mnie aniolek, obejrzelismy film z wesela mojej kuzynki i pojechalismy na koncert :) ladnie?
pod brama Madnessu spotkalismy anie z lukaszkiem, ktorzy wreszcie poszli z nami na akurat :) kupili bileciki i czekali z nami na reszte naszej ekipy. i czekalismy i czekalismy i czekalismy...X13..... i czekalismy, a tu nic. to sobie weszlismy do srodka a co my se bedziemy. kasia dotarla predzej wiec wziela bilty dla reszty, bo wszyscy nie wiem czemu sie spoznili ze łohoho, mimo ze juz od dawna byli we wrocku. a wujek pogo ze swa kasia nie dotarl o_O
choc w sumie i tak nic im to spoznienie nie zaszkodzilo, no bo tradycyjnie koncert zaczal sie z poslizgiem, tym razem godzinnym. ale nie wazne o ktorej sie zaczyna, wazne ze jest fajnie :) a tym razem bylo o zaiste GIT.
grali duzo nowych piosenek, a plyty jeszcze kupic nie mozna >_< ehh... ale przypadl mi do gustu nowy material owszem, zwlaszcza piesn o waskiej pupie :D
jesli chodzi o pogo to bilans wyglada tak - sciezka z siniakow na prawej rece, jeden duuzy na lewej, pare siniakow na nogach, no i dostalam butem w oko :) nie mowiac juz o lokciu w klate (aua czemu akurat trafil w tauke??) i barierce w lono. auaaaaa! czyli innymi slowy wyczesanie. latalam na pietrze chyba 3 razy :) aaahhhh cudowne uczucie :) no i wreszcie polatalam sobie prawidlowo, czyli wyladowalam pod scena a nie gdzies w tlumie :)
lukasz poczatkowo nie byl przekonany, do tego zeby przebywac w strefie. tymczasem my tu z aniolkiem skaczemy a tu puk puk w plecy - lukasz z ania. spoceni, zziajani i jaaacy szczesliwi!
(nie)rozmowy niekontrolowane:)
malemu zachcialo sie na pieterko za namowa aniolka
aniolek (do lukasza): bierzemy ja na gore!
a lukasz co? sruuu do tylu bierze nas i kieruje sie na schodki prowadzace na drugi poziom -_-"
aniolek: lukaaasz! nie na ta gore!
lukasz: ke???
aniolek: bierz ja za nogi i do gory!
lukasz: ???.... ok
nawet ania sie wziela za podnoszenie mnie.. sliiit hehe
aniol tez gdzies tam latal po ludziach i raz "spadl mi z nieba"(cyt.) nieomal glanem na glowe. bo SKAkalam sobie sama pod barierkami bo aniolka gdzies pogo powialo. skacze skacze a tu nagle wielki glan wali w barierke tuz obok mojej glowy. odwracam sie patrze a tu moj luby.... leci plecami na glebe upuszczony przez co mniej silnych towarzyszy :)
i tyle, mokre swistaki z nas wyszly :) naprawde mokre. naprawde naprawde. nawet ania z lukaszem :)
i zeby nie bylo. aniol znowu doprowadzil nas pod same barierki i moglam sie poprzygladac z bliska tomkowi. jak to sie historia lubi powtarzac. :)
koncert skonczyl sie jakos za 15 polnoc. busa mielismy o 2.20 dopiero. wiec wybralismy sie na hacjende do ani i lukaszka :) odwiedzajac po drodze delikatesy :) (bo nam sie pic chcialo >:) ) u nich posiedzielismy tak z pol godziny, zjedlismy im troche chleba z pasztetem i szynkom i pomeczylismy szczura oraz kota. na pksie poszlismy sobie po cos do szamy bo wciaz bylismy glodni. wracamy i sobie czekamy jedzac. zjedlismy i dalej czekamy... czekamy, CZEKAMY (taaak, juz drugi raz) i sie doczekalismy wreszcie... o 2.50.... FAK!!!. jeszcze nas w swidni kierowca nie chcial wysadzic w dogodnym miejscu i musielismy doginac z pksu do domu. polozylismy sie spac po 4:15 =_= koniec the end nie mamy juz sily na nic. dobranoc :)